dobre książki

Piątek, Listopad 13, 2015, 21:54
Niedźwiedź Wojtek (źródło: Imperial War Museum)Najsłynniejszy żołnierz Armii Andersa, niedźwiedź Wojtek, na Wyspach ma niezliczonych fanów. Brytyjskie dzieci w szkołach uczą się o nim, poznając jego szlak bojowy. Aileen Orr w swojej książce opisuje między innymi rolę polskiego niedźwiedzia w bitwie o Monte Cassino. Jak twierdzi, wtedy właśnie narodziła się legenda Wojtka.

Aileen Orr
na każdej niemal stronie podkreśla własną fascynację postacią niezwykłego polskiego kaprala, bo takiego stopnia w Armii Andersa dosłużył się sympatyczny zwierzak. Pochodząca ze Szkocji autorka książki „Niedźwiedź Wojtek. Niezwykły żołnierz Armii Andersa" jest również założycielką stowarzyszenia The Wojtek Memorial Trust, które zabiega o postawienie niedźwiedziowi pomnika. Jak pisze Orr, jej dziadek miał zwyczaj częstować Wojtka... papierosami.

Do obozu zaglądał kilka razy w tygodniu, sprawdzając przy okazji czy zaspokojone były wszystkie potrzeby mieszkających w nim Polaków. Żaden pobyt mojego dziadka w obozie nie mógł obyć się bez spotkania z Wojtkiem. Był to niezwykły widok, niedźwiedzia i człowieka wspólnie spędzających towarzysko wieczory. Mój dziadek Jim, jak zwykle palący jednego papierosa za drugim i niedźwiedź, wyciągający swą wielką łapę, w geście wyrażającym prośbę, aby go również poczęstować papierosem. Prośba ta była zazwyczaj spełniana i niedźwiedź z animuszem zjadał podarowanego mu papierosa. W ich rytuale zadziwiające było to, że papieros podawany niedźwiedziowi musiał zawsze być zapalony. Jeśli nie był, niedźwiedź natychmiast go wyrzucał. Wojtek zjadał tylko zapalone papierosy. Przypuszczalnie lubił aromat spalonego tytoniu lub też chciał mieć w pysku to samo, co mieli ludzie palący w jego obecności. Zagadki tej nie udało się nigdy rozwikłać. Należy tutaj wspomnieć, iż Wojtek, chrupiąc zapalone papierosy, nigdy najwyraźniej nie doznał żadnych poparzeń. 
Mojego dziadka łączyły z niedźwiedziem więzy dość osobliwej przyjaźni. Obaj wprawdzie mieli słabość do papierosów, jednak w tym miejscu rozchodziły się ścieżki ich upodobań. Dziadek był zagorzałym abstynentem, podczas gdy Wojtek za butelkę piwa sprzedałby swą duszę diabłu. Niedźwiedź ogromnie gustował w alkoholu i najwyraźniej lubił skutki jego spożycia. W sytuacjach, w których pito alkohol, Wojtkowi dawano najwyżej dwie butelki piwa. Czasami jednak, w świąteczne dni, misiowi udawało się wyżebrać butelkę wina. Wypiwszy je, podchmielony niedźwiedź szedł przez obóz w sposób, który Szkoci określają jako chodzenie „za błyskiem w swoim oku". W tego rodzaju sytuacjach, Wojtek rzeczywiście wyglądał jak uosobienie Szczęśliwego Wojownika.


Edynburg. Pomnik niedźwiedzia Wojtka (fot. Piotr Kalinowski / http://mojeprusy.wordpress.com)
Edynburg. Pomnik niedźwiedzia Wojtka (fot. Piotr Kalinowski / http://mojeprusy.wordpress.com)

Niedźwiedź swoich nietypowych zwyczajów nabrał na wojnie. Przeszedł z Armią Andersa niemal cały szlak bojowy. W kwietniu 1942 roku został odkupiony przez żołnierzy za puszkę konserw, tabliczkę czekolady, szwajcarski scyzoryk oraz garść pieniędzy od chłopca spotkanego na perskiej drodze. Wtedy Wojtek był jeszcze niedźwiadkiem. Polacy karmili go mlekiem z butelki po wódce. Zwierzak jednak szybko rósł i rok później chętniej sięgał już po piwo niż po mleko. Urósł, stał się potężny i coraz częściej wygrywał pojedynki w zapasach z żołnierzami. Siłę swą wykorzystał w czasie bitwy pod Monte Cassino.

Niedźwiedź Wojtek (źródło: Imperial War Museum)

Czwarty atak na ruiny klasztoru na wzgórzu, obsadzone przez niemieckich żołnierzy, miały przeprowadzić oddziału polskiego 2. Korpusu. Kompania zaopatrzeniowa, w której służył Wojtek, dostarczała artylerii amunicję. Nie było to łatwe, ponieważ ze względów bezpieczeństwa wypełnione amunicją ciężarówki mogły dojechać na pozycje jedynie nocą, przy wyłączonych światłach, zachowując wszelkie zasady zaciemnienia. Droga była kręta i miejscami stroma, często wiła się nad przepaściami, dlatego kierowanie trzytonową ciężarówką, która tak naprawdę była jedną wielką bombą, stanowiło wyzwanie tylko dla kierowców o silnych nerwach.

Aileen Orr przypomina relację jednego z żołnierzy, którzy dowozili amunicję:

„Po dotarciu na pozycje naszej artylerii, pospiesznie rozładowywaliśmy pociski i zapalniki, a następnie, po krótkim odpoczynku, wracaliśmy możliwie jak najszybciej po kolejny ładunek. Pomimo podejmowania przez nas wszelkich środków ostrożności, dochodziło do wielu wypadków, w których ginęli liczni kierowcy ciężarówek, staczających się z wąskich dróg w przepastne czeluście stromych jarów".

Wojtek początkowo obawiał się huku wystrzałów, jednak szybko przyzwyczaił się do bitewnego zgiełku. Co więcej, okazał się bardzo przydatny. Jak podkreśla Orr, niedźwiedź nigdy nie był szkolony do przenoszenia 45-kilogramowych skrzyń z pociskami, zapalnikami i pozostałym osprzętem artyleryjskim. Wystarczyło, że poobserwował uwijających się andersowców.

Niedźwiedź Wojtek (źródło: Imperial War Museum)

Stojąc na tylnych łapach, rozkładał swe potężne ramiona, na które żołnierze składali ciężkie skrzynie z amunicją, po czym bez wysiłku przenosił je do podręcznych składów amunicyjnych, zlokalizowanych w pobliżu stanowisk ogniowych. (...) Wojtek nigdy nie upuścił ani jednego pocisku, z czego dumna była cała jego kompania. Zaznaczyć jednak należy, że pomagając przy wyładunku amunicji, niedźwiedź czynił to na własnych warunkach. Całkowicie samodzielnie decydował o tym, kiedy i jak długo ma pracować.

Autorka przypomina, że podczas bitwy pod Monte Cassino 22. Kompania Zaopatrzenia Artylerii przewiozła dla wojsk polskich i brytyjskich około 17.300 ton amunicji, 1200 ton paliwa i 1100 ton żywności. Niedźwiedź wydatnie pomógł żołnierzom, czym jednocześnie zbudował swoją legendę dzielnego wojaka. Jego sława amunicyjnego kwitła do tego stopnia, że wkrótce na proporcu kompanii i naszywkach mundurów jej żołnierzy pojawił się symbol niedźwiedzia niosącego pocisk artyleryjski.

Chorągiewka z wizerunkiem Wojtka 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii (źródło: Imperial War Museum)

Sława Wojtka nie przeminęła po wojnie, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że dopiero wówczas jego wyczyny nabrały rozgłosu. Wojtek wraz ze swoimi frontowymi kompanami przybył do Szkocji, gdzie w edynburskim ZOO znalazł przytulny kąt. W ten sposób zakończył swój szlak bojowy, prowadzący z Iranu, przez Irak, Syrię, Palestynę, Egipt i Włochy. Do śmierci 2 grudnia 1963 roku pozostawał cenionym członkiem lokalnej społeczności. Po śmierci przeszedł do legendy i jak można wnioskować, patrząc na zainteresowanie Wojtkiem oraz liczbę coraz to nowszych publikacji na jego temat, ta legenda jeszcze długo będzie żywa.

Aileen Orr, „Niedźwiedź Wojtek. Niezwykły żołnierz Armii Andersa", Replika 2015

Aileen Orr,

Brak komentarzy.
(*) Pola obowiązkowe
 
Ta strona może korzystać z Cookies.
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.

OK, rozumiem lub Więcej Informacji
Śledź nas na Twitterze
Znajdź nas na Facebooku
Informacja o Cookies
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.
OK, rozumiem